Zazdrość i zawiść. Większość ludzi stosuje te pojęcia zamiennie. A różnica pomiędzy nimi decyduje o tym, czy jesteśmy zmotywowani do działania, czy w stosunku do innych nakręca nas niska samoocena i myślenie życzeniowe, żeby powinęła im się noga. 

Różnicę te objaśnia dr Magdalena Łużniak-Piecha, psycholog społeczny, wykładowca Uniwesytetu SWPS.

Skąd wiemy, że jesteśmy kobietą lub mężczyzną, osobą wysoką lub niską, gadatliwą lub małomówną, wybitną specjalistką lub średnio zaawansowanym adeptem? Skąd bierzemy informacje o własnych cechach i charakterystykach? Otóż prawie w całości pochodzą one z porównań społecznych. Widziałam mamę i tatę - i wiem, że bardziej podobna jestem do mamy niż do taty, czyli jestem dziewczynką, a nie chłopcem. Wiem, czego może dokonać w mojej dziedzinie wybitny specjalista, a jak pracuje adept, i wiem, że moje wyniki bliższe są poziomowi eksperckiemu niż średniemu. Widziałam osoby uważane pod moją szerokością geograficzną za wysokie i za niskie, więc wiem, że jak na Polkę jestem średniego wzrostu, ale w Azji uchodziłabym za wysoką.

Z punktu widzenia rozwoju własnej tożsamości i gromadzenia informacji o sobie - kim i jacy jesteśmy - porównania społeczne są nam bardzo potrzebne. A zatem fantastycznie, że człowiek - istota społeczna - nauczył sie je tworzyć, prawda? Jest z nimi tylko jeden drobny problem. W proces porównań społecznych angażujemy się w każdej niemal relacji, często nieświadomie. „Naprawdę dobrą prezentację zrobiła Ewka, zwłaszcza to rozwiązanie problemu było super" lub „Ja nie wiem, jak można było coś takiego powiedzieć na spotkaniu" - oceniamy kogoś, ale zawsze przez pryzmat porównania: „To prezentacja na poziomie, który JA uważam za ekspercki, JA też tak przedstawiłabym sprawy" lub „JA bym się nigdy tak nie zachowała".

Co się jednak dzieje, gdy Ewka jest w swoich działaniach znacznie lepsza ode mnie i JA może nawet też bym tak chciała jak ona, ale nie potrafię? Otóż wtedy mogą się w nas obudzić uczucia dwojakiego rodzaju: zazdrość lub zawiść

Uczucie zazdrości rodzi się u mężczyzn głównie w sytuacjach, w których rywal zagraża ich statusowi i dominacji. Kobiety zazdroszczą głównie w sytuacjach rywalizacji o atrakcyjność społeczno-towarzyską.

Zazdrość dodaje skrzydeł

Zazdrość to uczucie pojawiające się, gdy na skutek porównań społecznych zauważamy, że w jakiejś istotnej dla nas dziedzinie, na ważnym poziomie ktoś nas przewyższa, a naszą reakcją jest chęć dorównania mu, nauczenia się od niego. Myślimy wtedy: „Też tak chcę".

A zatem owa kategoria musi być dla nas istotna, a przy tym w naszej ocenie możliwa do osiągnięcia. Nie jestem zazdrosna o sukcesy sportowe Kamila Stocha, darzę go ogromnym szacunkiem, ale realnie rzecz biorąc, w życiu nie weszłabym na skocznię, nie mówiąc już o tym, że nikt nie zmusiłby mnie do zeskoczenia z niej. Jednak już fantastycznych umiejętności prowadzenia spotkań mogę zazdrościć Ewce i chętnie się takiego działania nauczę. Zazdrość może zatem być uważana za rodzaj mechanizmu motywacyjnego. Stąd w środowisku zawodowym wprowadza się czasem odrobinę rywalizacji. Tak długo, jak długo jest to rywalizacja zdrowa, a więc przebiegająca w dziedzinie ważnej dla wszystkich i w kulturze pracy, w której wszyscy mają szansę się doskonalić i uczyć  od siebie nawzajem, tak długo mamy do czynienia z organizacją uczącą się i ze zmotywowanym zespołem. 

A zawiść ściąga w dół

Zawiść natomiast to mechanizm działający nieco inaczej. W wyniku porównań społecznych dochodzimy do wniosku, że ktoś nas przewyższa w ważnej dla nas dziedzinie, ale z różnych powodów nie widzimy możliwości osiągnięcia tego samego. Żeby jakoś ratować swoje samopoczucie i samoocenę, możemy w sobie wykształcić przekonanie, że ta osoba osiągnęła sukces nie w wyniku własnego wysiłku, równej walki, ale raczej nie fair: „No tak, Kryśka fantastyczne buduje relacje z klientami, ale ona się zawsze wkręci na jakieś spotkanie, gdzie niby przypadkowo pozna ważne osoby, i ma w tym więcej szczęścia niż rozumu. A poza tym, jak się ma w rodzinie słynnego reżysera, to zawsze łatwiej...". Zawiść niestety jest mechanizmem, który najbardziej szkodzi osobie zawiszczącej. Nie wzbudza w nas bowiem motywacji do samodoskonalenia i rozwoju, tylko uruchamia rodzaj myślenia życzeniowego: „Kiedyś się jej nie uda i nawet sławny wujek nie pomoże". W związku z tym wytwarza się w nas szereg negatywnych emocji, na widok Kryśki wydziela się adrenalina i noradrenalina, a to powoduje, że nasze funkcjonowanie społeczne i poznawcze jest zakłócone, choćby dlatego, że w towarzystwie chwalącym Kryśkę zaczynamy się zachowywać „dziwnie". Niestety rzadko udaje nam się ukryć negatywne emocje. Zdradza nas ton głosu, pomijanie zasług pewnych osób, czasem wyolbrzymianie niedopatrzeń na jakimś innym gruncie. Prędzej czy później (raczej prędzej) otoczenie zauważa i reaguje - w najlepszym wypadku - zdziwieniem lub komentarzem: „Masz jakiś problem sama ze sobą?" W środowisku zawodowym, gdy w dodatku jesteśmy na pozycji wyższej od osoby, w stosunku do której odczuwamy zawiść, kończy się to niestety podważeniem naszego wizerunku profesjonalisty, wizerunku osoby motywującej zespół i wspierającej rozwój pracowników. Komunikacja społeczna składa się między innymi z mikrokomunikatów, tonu i zawieszenia głosu, spojrzeń i grymasów, nawet zmiany rozmiaru źrenic, gdy patrzymy na kogoś, kogo nie lubimy. Otoczenie to widzi. Mózg ludzki potrafi te mikrokomunikaty odczytywać, bo to nasza kompetencja atawistyczna - od niej zależało kiedyś przetrwanie gatunku. A my możemy zyskać etykietkę „osoby negatywnie wpływającej na klimat organizacyjny", czyli krótko mówiąc „zołzy".

Ona jest zołzą, on zdrowo rywalizuje

Skoro mówimy „zołza" i borykamy się z męskim odpowiednikiem tego określenia (zołziak? zołziej?) - czy to oznacza, że „zołza" ma postać żeńską, bo zawistne są głównie kobiety? Nie ma męskiego odpowiednika „zołzy"? Czy może po prostu w przypadku obu płci mówi się o takich odczuciach nieco inaczej? Może u mężczyzn w wyniku porównań społecznych rodzi się „zdrowa rywalizacja" i „twarda, męska przyjaźń"? Co by kazało postawić pytanie - czy mężczyźni raczej zazdroszczą i to ich napędza oraz motywuje, a kobiety zawiszczą i stają się „zołzami"?

Abraham P. Buunk i Pieternel Dijkstra z Uniwersytetu Groningen zadali sobie pytanie o różnice genderowe w sposobach odczuwania zazdrości. W latach 2002-2015 przeprowadzili na ten temat szerokie badania międzykulturowe. Zwracają oni uwagę, że zazdrość może mieć pięć podstawowych wymiarów, a zatem powodami zazdrości mogą stać się:

  1. dominacja społeczna, status (cudza wyższa pewność siebie i większa kontrola),
  2. atrakcyjność społeczno-towarzyska (cudza „lepsza" osobowość, większa łatwość w kontaktach społecznych),
  3. atrakcyjność fizyczna (cudza lepsza muskulatura lub smukłejsze nogi),
  4. uwodzicielskość (cudze zachowania przyciągające uwagę płci preferowanej),
  5. dominacja fizyczna (cudza większa siła fizyczna i sprawność).

Z badań tych wynika, że w świecie cywilizacji tzw. zachodniej (Europa i Ameryka Północna) uczucie zazdrości rodzi się u mężczyzn głównie w okolicznościach, w których rywal zagraża ich statusowi i dominacji. Kobiety zazdroszczą głównie w sytuacjach rywalizacji o atrakcyjność społeczno-towarzyska.

Trzeba tu zaznaczyć, że atrakcyjność społeczna nie równa się fizycznej, choć jedna może wpływać na drugą. Atrakcyjność społeczna to bycie osobą cenioną i mile widzianą w danym środowisku w związku z jej przymiotami i zaletami. A zatem urocze dołeczki to zaleta fizyczna, która oczywiście może podnieść atrakcyjność społeczną. Inne jednak zalety społeczne to choćby: „mająca najlepszą oglądalność", „najpopularniejsza", „najbardziej przyciągająca otoczenie", „najlepsza słuchaczka", „najciekawszy rozmówca".

Oczywiście we wszystkich pięciu wyżej opisanych aspektach może się pojawić również zawiść, gdy zamiast motywacji do samodoskonalenia i pracy nad własnymi przymiotami potwór pokaże inne oblicze. Podobnie jak zazdrością, Buunk i Dijkstra zajęli się również zawiścią i opisali jej objawy:

  1. ważna staje się moja wyższość nad inną konkretną osobą/osobami, a nie generalnie moja sprawność w danej dziedzinie,
  2. pracuję ciężko, żeby prześcignąć innych, „pokazać im, kto tu jest kim", a nie dla własnej satysfakcji czy osiągnięcia własnego celu,
  3. gdy odniosę sukces, myślę o sobie: „jestem lepsza/ lepszy niż inni", zamiast czuć, że jestem po prostu w czymś dobra/dobry,
  4. gdy ktoś inny odnosi sukces, odczuwam frustrację, bo mam uczucie, że pokazał mi, że jest lepszy,
  5. odczuwam satysfakcję, gdy osoba „zawsze najlepsza" dostanie wreszcie nauczkę, bo coś jej się nie uda - najlepiej, jeśli skompromituje się publicznie.

Co ciekawe, nie udało się udowodnić, że generalnie kobiety są bardziej zawistne w stosunku do innych kobiet niż mężczyźni w stosunku do innych mężczyzn. Skąd zatem stereotyp mówiący o zdrowej rywalizacji między mężczyznami i zawistnych „zołzach" wśród kobiet?

Badania kolegów z Uniwersytetu Groningen wydają się wskazywać możliwe źródła tej „popularnej mądrości". Oto kobiety częściej rywalizują w kontekście atrakcyjności towarzyskiej, popularności, atrakcyjności społecznej. A co jest głównym narzędziem budowania kontaktów i relacji społecznych?

Cóż - komunikacja - czyli np. mówienie do kogoś albo o czymś. Skoro rywalizacja odbywa się zatem w obszarze komunikacji i mówienia... więcej się o niej mówi i słyszy. Panowie zazdroszczący innym pozycji społecznej i statusu używają odmiennych narzędzi w rywalizacji. Zdobywają kolejne stopnie awansu, kolekcjonują okrągłe sumy, medale. Pozornie zatem może to wyglądać tak, jakby kobiety „zołzowały" a mężczyźni w tym czasie „zdrowo rywalizowali". Najważniejsze pytanie, na które jednak powinien sobie odpowiedzieć każdy z nas, dotyczy pobudek naszych działań, bo tak naprawdę w nich tkwi różnica między konstruktywną zazdrością a toksyczną zawiścią.

Czy zatem pracuję nad czymś, bo chcę osiągnąć jakiś własny cel, czy może celem jest prześcignięcie Jacka i pokazanie Jolce, kto tu rządzi? Ktoś mógłby powiedzieć, że to w sumie wszystko jedno - najważniejsze, że pracuję i mam rezultaty. Ale kto sprawuje kontrolę nad moimi decyzjami i działaniami? W sytuacji, gdy realizuję własne ambicje, kontrolę mam ja. A gdy pracuję, bo ścigam się z Jackiem i Jolką?

Zawiść zatem nie tyle ubiera się u Prady, co nas „ubiera" w różne niewygodne sytuacje i projekty, nie zawsze dobrze dla nas „skrojone", ale konieczne, żeby pokazać je Jackowi i Jolce. A co, jeśli Jacek i Jolka wskoczyli w dresy i wzięli wolne?

 

Artykuł był publikowany w styczniowym wydaniu "Newsweek Psychologia Extra 1/17”.
Czasopismo dostepne na stronie sklep.newsweek.pl

piecha luzniak

O autorce

Dr Magdalena Łużniak-Piecha - psycholog społeczny, wykłada na Uniwersytecie SWPS w Warszawie, współpracuje z uniwersytetami w Londynie i Monterrey. Wprowadza i tworzy techniki gamifikacji w praktyce szkoleniowej, doradczej i badawczej. Zajmuje się badaniem i niwelowaniem patologii organizacyjnych. Za szczególnie interesujące uważa techniki radzenia sobie z patologiami osobowości i zaburzeniami komunikacji w organizacjach.

Artykuły

Zobacz także

Group 426 Group 430 strefa zarzadznia logo 05 logo white kopia logo white kopia