Powroty (do) „Gwiezdnych wojen”
May the fourth be with you! - te słowa wybrzmią w światowy Dzień Gwiezdnych Wojen z ust fanów Lucasowskiej sagi, wyczekujących na premierę kolejnego epizodu w maju. O źródłach komercyjnego sukcesu i nieustającej od 40 lat popularności kosmicznej serii napisano już wiele, ale pewne jest, że część sekretu jej kulturowej „żywotności” tkwi w uniwersalnym, mitologicznym i niezmiennie aktualnym przekazie - podkreśla dr Paweł Pyrka, anglista i kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS.
Historia Luke’a Skywalkera, który z nastoletniego sieroty wychowanego na prowincjonalnej, pustynnej planecie, staje się sławnym w całej galaktyce bohaterem i symbolem zwycięstwa nad tyranią Imperium i tryumfu nad Ciemną Stroną Mocy, stanowi inspirację nie tylko dla wielopokoleniowej publiczności, ale również dla artystów, literatów, filozofów i polityków. To także doskonała marka, której silny wpływ na kulturę popularną i media doceniła (i świetnie wykorzystuje) firma Disney, będąca obecnie właścicielem franczyzy.
MITOLOGIA GWIEZDNYCH WOJEN
Tworząc fundamenty swojego filmowego świata, wymyślając zamieszkujące go postacie i kreśląc trajektorię fabuły całej sagi, George Lucas inspirował się naukowymi opracowaniami Josepha Campbella, mówiącymi o powtarzalności i psychologicznie uwarunkowanej uniwersalności schematów mitologicznych opowieści – czyli tzw. monomitu. Wzorował się również na estetyce wczesnych seriali science fiction takich jak Flash Gordon z 1936, które z kolei czerpały garściami z tematycznego skarbca literatury pulpowej1 i publikacji z okresu tzw. „złotej ery” komiksu. Moc „Gwiezdnych wojen” płynie zarówno z psychologicznej łatwości rozpoznawania i emocjonalnego przetwarzania powtarzających się, a więc zawsze bliskich naszej świadomości, narracyjnych schematów w opowieściach o bohaterach. A także z upodobania szerokiej publiczności do poetyki nostalgicznego powrotu do „dawno, dawno temu”, który zawsze w ostateczności ma kojarzyć się z radosnym doświadczeniem dzieciństwa czy młodości. Publiczność kocha więc Luke’a, Anakina i Rey za to, co sobą reprezentują i o co walczą, ale także za podobieństwa między nimi. Nie bez znaczenia jest też ciągłość ich opowieści, która próbuje nas przekonać, że zawsze istnieli, istnieją i istnieć będą bohaterowie, a ich skromne pochodzenie skrywać może wielką moc.
Moc „Gwiezdnych wojen” płynie zarówno z psychologicznej łatwości rozpoznawania i emocjonalnego przetwarzania powtarzających się, a więc zawsze bliskich naszej świadomości, narracyjnych schematów w opowieściach o bohaterach. A także z upodobania szerokiej publiczności do poetyki nostalgicznego powrotu do „dawno, dawno temu”, który zawsze w ostateczności ma kojarzyć się z radosnym doświadczeniem dzieciństwa czy młodości.
dr Paweł Pyrka, anglista i kulturoznawca, Uniwersytet SWPS
HISTORIA UPADKU DEMOKRACJI
„Gwiezdne wojny” to nie tylko nostalgiczna fantazja i zwrot ku wyśnionej „złotej” przeszłości. To także historia upadku demokracji, kryzysu wartości, słabnącej (i powracającej) nadziei, buntu przeciw tyranii, nienawiści i ksenofobii. To opowieść o zniewoleniu i lęku, o mocy pieniądza i cenie, którą płaci się za prowadzenie wojny. Od czasu ukazania się pierwszej części sagi w 1977 roku, „Gwiezdne wojny” nie stroniły od komentarza na temat współczesnej im polityki, przemian społecznych i kulturowych, a efekty tego można zaobserwować w przypadku każdej z tworzących sagę produkcji. Wspomnieć można Reaganowskie „imperium zła” i zimnowojenny program Inicjatywy Obrony Strategicznej, który nazwano Star Wars czy też trylogię prequeli i przedstawiony przez nią zapis fałszywej wojny, w której walczą bezwolne droidy i klony żołnierza bez twarzy, a także wyrazisty obraz rodzącej się dyktatury, wykorzystującej demokratyczne mechanizmy i strach przed upadkiem status quo do przejęcia władzy. Natomiast „Łotr 1” skłania widza do zadania sobie kilku pytań na temat kosztów rewolucji, niszczycielskiej siły ideologii, metod walki o wolność i racji działania niektórych na pierwszy rzut oka oczywistych mechanizmów.
Najnowsza trylogia, której kulminację widzowie obejrzą dopiero w 2019 roku, stała się wkrótce po premierze „Przebudzenia mocy” celem oskarżeń, z jednej strony o recykling historii i schematów fabularnych, z drugiej (Ciemnej?) o poświęcenie zbyt wiele uwagi postaciom kobiet, wprowadzenie do kanonu czarnoskórego szturmowca, albo (w wydawanych obecnie powieściach) postaci homoseksualnych. W tym zjawisku, jak również w reakcji niektórych fanów na obrazoburcze z ich punktu widzenia decyzje twórców „Ostatniego Jedi”, można dopatrzyć się wyraźnych efektów drugiego powrotu „Gwiezdnych wojen”, będącego powrotem z „odległej galaktyki” do otaczającej nas rzeczywistości. W końcu „Ostatni Jedi” to film o tym, że życie jest wartością nadrzędną wobec heroicznego oddania sprawie, o tym, że wolność i tyrania wyrastają niekiedy obok siebie w tej samej rzeczywistości, oraz o tym, jak trudno jest sprostać ideałom i wyobrażeniom.
W świecie, w którym prawdę zastępuje się postprawdą, ideologie karmią nienawiść i fobie, a wartości sprowadzane są do roli wygodnych, acz opcjonalnych narzędzi, siła i zasięg zjawiska, jakim są „Gwiezdne wojny”, ich moc przywracania nas do „tu i teraz”, mają tym większe znaczenie, bowiem skłaniają widzów do formułowania opinii. Patrząc na postać hakera DJ’a w „Ostatnim Jedi”, trudno nie dostrzec podobieństwa do Hana Solo, przy czym ten pierwszy przyjął sobie zasadę „nie dołączaj” (ang. don’t join, w skrócie DJ), która pozwala mu pracować dla wszystkich bez opowiadania się po żadnej ze stron konfliktu. Majowa premiera „Hana Solo” ujawni zapewne początki najsławniejszego przemytnika i łajdaka w Galaktyce, i być może też udzieli odpowiedzi na pytanie, dlaczego Han ostatecznie staje po stronie Rebeliantów. Do tego czasu (i zawsze) niech moc „Gwiezdnych Wojen” będzie z nami.
1pisma pulpowe - tanie magazyny, wydawane na papierze gorszej jakości, zawierające najczęściej popularne treści. Nazwa pochodzi od pulpy papierowej, z której produkowano papier.