Flaming, plażing, parawaning, czyli lato w pełni

udostępnij artykuł
Flaming, plażing, parawaning, czyli lato w pełni
float_intro: images/CENTRUM-PRASOWE/foto/parawaning_ChatGPT.jpg

Lato – sezon, kiedy tysiące Polaków zapełnia plaże z całym ekwipunkiem: od kremu z filtrem, przez dmuchanego flaminga, aż po nieodłączny symbol nadbałtyckich wakacji – parawan. Dla jednych to uroczy folklor, dla innych – obiekt memów i złośliwych komentarzy. Ale co tak naprawdę kryje się za zjawiskiem parawaningu i innymi urlopowymi obyczajami? Czy podczas wakacji pozwalamy sobie na więcej niż na co dzień? Wyjaśnia dr Małgorzata Osowiecka-Szczygieł, psycholożka z Wydziału Psychologii w Sopocie Uniwersytetu SWPS.

pobierz pakiet 2

Polska plaża bez parawanu? Brzmi paradoksalnie. W słoneczne letnie dni wybrzeże Bałtyku corocznie zmienia się w wielobarwny patchwork – kilometry wzorzystych ścianek, dzielących złocisty piasek na prywatne mikrosfery. Czy to jedynie forma osłony przed wiatrem?

Parawaning, czyli mój jest ten kawałek plaży

Wielu ludzi postrzega parawaning jako sposób zawłaszczania przestrzeni wspólnej, to zjawisko ich drażni, ale też zadziwia. – Symbolicznie może to być sposób na odgrodzenie się od świata, nie tylko piasku czy wiatru, ale też innych ludzi, ich wyglądu, obecności, gestów – twierdzi dr Małgorzata Osowiecka-Szczygieł.

To zjawisko nie ma jednolitej genezy, natomiast najczęściej jest powiązane z potrzebą zapewnienia sobie swojego miejsca, bezpiecznej przestrzeni. Jest namiastką prywatności w miejscu pełnym innych ludzi – na plażę przecież może przyjść absolutnie każdy, w każdym wieku i o jakichkolwiek poglądach, wyglądający naszym zdaniem bardzo atrakcyjnie albo zupełnie niechlujnie, zachowujący się cicho i spokojnie albo rubasznie i w sposób przekraczający wszelkie społeczne normy. Ten dyskomfortowy brak kontroli nad sytuacją plażowania, która ma być przecież przyjemna, można przywrócić na różne sposoby – można nie przejmować się otoczeniem, wejść z nim w interakcję (poznając nowe towarzystwo), wybrać sobie odludne miejsce, co chwilę je zmieniać (niczym Adaś Miauczyński w „Dniu świra”) albo odgrodzić się od innych parawanem czy, coraz częściej, namiotem.

Małgorzata Osowiecka-Szczygieł, psycholożka z Wydziału Psychologii w Sopocie Uniwersytetu SWPS

Zdaniem ekspertki, nie wszyscy ludzie stawiający parawany czerpią z tego jednak praktyczne korzyści – dla wielu może to być mechanizm prostego naśladownictwa, powielania zachowań, których sami do końca nie rozumieją. – Parawaning może być próbą dopasowania się do innych – mimo że tak bardzo się od siebie różnimy, stajemy się podobni przez choćby stawianie wokół siebie parawanów – tłumaczy psycholożka.

I choć to zjawisko może irytować, budzić kontrowersje, a nawet zazdrość – bo oto ktoś zadbał o siebie na tyle, że inni są mniej ważni, nadmiarowi, niepotrzebni – tłumaczy ekspertka, to nie zniechęca ono turystów do tłumnego odwiedzania polskich plaż. W ocenie psycholożki być może chcemy właśnie tej dynamiki, ambiwalencji, emocji, oceniania innych, śmiania się z nich, podziwiania, jakiejś formy społecznej bliskości. Ale korzystanie z plaży może być również traktowane jako rytuał.

– Wspólne plażowanie to bardzo interesujące doświadczenie: przywołuje poczucie tradycji, wspólnoty, a także specyficznego „rytmu” lata, który ma swoje miejsce w zbiorowej świadomości. Dla niektórych wyjście na plażę rozpoczyna okres wakacyjny, dla innych jest formą odreagowania codziennego stresu, a dla jeszcze innej grupy bywa miejscem spotkań romantycznych czy tych, związanych ze świętowaniem, np. urodzin. Wszystkie te doświadczenia są w jakimś sensie rytualne, wiążą się z nowym początkiem, cyklem życia, wspólnym kontemplowaniem rzeczywistości – wyjaśnia dr Małgorzata Osowiecka-Szczygieł.

Kto pierwszy, ten lepszy

Nie tylko na polskich plażach, osławionych parawanową samowolką, turyści rywalizują o dogodne miejsce – przy basenie, w cieniu czy bliżej baru. Zawłaszczanie przestrzeni to zjawisko dobrze znane nie tylko nad Bałtykiem. Wystarczy spojrzeć na hotelowe baseny w popularnych kurortach. Świt ledwie rozgania noc, a wokół leżaków pojawiają się ręczniki – nie po to, by na nich wypoczywać, ale by zaznaczyć: „To moje miejsce”. Czy podczas wakacji jesteśmy inni niż na co dzień? Czy jesteśmy skłonni do bardziej skrajnych zachowań – zarówno tych asertywnych, jak i egoistycznych? Zdaniem ekspertki to kwestia rozróżnienia na „ja publiczne” i „ja prywatne”.

„Publiczne ja” będzie bardziej wrażliwe na ocenę i zaprezentuje się tak jak „się powinno” czy „wypada”, a to prywatne – na wakacjach, będzie raczej bardziej otwarte, elastyczne i swobodne, może przez to bardziej prawdziwe. Urlop umożliwia aktywowanie się raczej naszej swobodnej części tożsamości: zwłaszcza na wyjazdach za granicą nie jesteśmy „u siebie”, nikt nas nie zna i nie będzie potem powtarzał, że zrobiliśmy to i tamto, zachowaliśmy się tak i tak, czy nie wyglądaliśmy tego dnia „jak zawsze”. Taka swoboda zazwyczaj nam sprzyja, otwiera, zdejmuje presję z barków. Nie tylko uczy, jak można inaczej, ale też jak bez typowych dla nas obaw walczyć o siebie, swoje miejsce w świecie, prywatność, wartości. To rzeczywiście może prowadzić do skrajnych zachowań – nie dlatego, że jakieś miejsce w magiczny sposób na nas wpływa. Ono jest przede wszystkim nowe, nieznane i nieobciążone aż tak bardzo presją autoprezentacji jak codzienne życie, w którym wchodzimy w zazwyczaj ustaloną, wygodną i dobrze nam znaną rolę. W takich sytuacjach zachowania asertywne czy egoistyczne będą poszukiwaniem siebie, sprawdzeniem własnych możliwości i cudzych reakcji w bezpiecznych okolicznościach. Być może to właśnie na urlopie okaże się, że możemy walczyć o swoje bez lęku i całkiem nieźle nam to wychodzi?

Małgorzata Osowiecka-Szczygieł, psycholożka z Wydziału Psychologii w Sopocie Uniwersytetu SWPS

Choć ta walka o miejsce bywa irytująca czy frustrująca, z jakiegoś powodu się jednak toczy. Według psycholożki, powody tego typu zachowań mogą być różne i jak zazwyczaj – zależą od człowieka. Może to właśnie wymarzony urlop jest najlepszą okazją, by w końcu wyznaczyć swoje granice, choćby tak symbolicznie, na upatrzonym wcześniej leżaku? A może chcemy być widoczni, pokazać, że jesteśmy ważni lub choćby pochwalić się figurą, na którą od pół roku pracowaliśmy? Bywa, że robimy tak z praktycznych względów – skoro decydujemy się na urlop all inclusive, a nie np. survival pod chmurką, chcemy mieć wszystko dostępne, na już, bezproblemowo i na życzenie. Dlaczego mielibyśmy świadomie godzić się na większy dyskomfort, skoro przy basenie nie tylko jest najmilej, ale też i najbliżej wody?

– Wielu z nas ma bardzo wysokie wymagania wobec urlopu i siebie na wyjeździe. Leżak nieco dalej od basenu, widok z okna na inny budynek, brak codziennego sprzątania w pokoju hotelowym czy – naszym zdaniem – brzydko układające się włosy potrafią doprowadzić do szewskiej pasji. Dzieje się tak dlatego, że na co dzień pracujemy bardzo ciężko i znosimy wiele niewygód, dostosowujemy się do rzeczywistości i bierzemy na swoje barki naprawdę wiele. Kiedy pojawia się wizja wypoczynku i oddechu pragniemy, żeby było jak w bajce, spokojnie i intymnie – mówi dr Małgorzata Osowiecka-Szczygieł.

Choć ekspertka w takim podejściu nie widzi nic niestosownego, to zaleca jednak by nauczyć się odpuszczać wtedy, gdy rzeczywistość nieco odbiega od ideału. – Pamiętajmy, że możemy dzielić się z innymi tym, co czujemy, pytajmy więc bliskich i innych gości: „Czy ty też czujesz, że w pokoju jest zimno? Co z tym zrobimy?”, „Czy tobie też zależy na tym leżaku? Może umówmy się, że ja zajmę go dzisiaj, a ty jutro?” – sugeruje psycholożka z Uniwersytetu SWPS.

dr

Małgorzata Osowiecka-Szczygieł


Te artykuły mogą
cię zainteresować

Poproś o komentarz ekspercki

Napisz nam o swoim temacie, a my znajdziemy dla Ciebie eksperta z naszej bazy ponad 400 naukowców.

Przejdż do formularza
Bądź na bieżąco

Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z publikowanymi przez nas nowościami.

Zapisz się