Porcelanowy sen
Trzeba się jej cierpliwie i długo uczyć. Delikatna jak babka piaskowa, łatwo się kruszy i łamie. Za to jest szlachetna, jak żaden inny materiał – o miłości do porcelany mówią Antonina Kiliś i Agata Klimkowska, absolwentki School of Form Uniwersytetu SWPS. Zaglądamy do Fenek Studio – ich autorskiej pracowni, w której powstają niecodzienne przedmioty codziennego użytku.
Przystanek – rękodzieło
Nawet jeśli przechodzień pędzi na złamanie karku, to przed tą witryną się zatrzyma. Popatrzy z niemym podziwem na misternie wykonane kubki i miseczki. W końcu ulegnie ich dyskretnemu urokowi, naciśnie klamkę… i znajdzie się w świecie, w którym ton nadaje porcelana. Poczuje uderzenie gorąca od pieca – właśnie wypalają się w nim nowe ceramiczne cuda. Będzie go ciągnąć do drewnianych półek, na których piętrzą się naczynka. Przy odrobinie szczęścia zobaczy, jak Agata i Tosia delikatnie czyszczą naczynka gąbką, jak je pokrywają niepowtarzalnymi wzorami. W końcu opuści pracownię – z porcelanowym trofeum pod pachą i silnym przekonaniem, że jeszcze tutaj wróci. Do Fenek Studio – świata ręcznej pracy i porcelany. Stworzyły je od podstaw w 2015 roku Antonina Kiliś i Agata Klimkowska, absolwentki specjalności domestic design w School of Form. Tosia trafiła do School of Form od razu po maturze, dla Agaty był to czwarty, po ochronie środowiska, antropologii i animacji kultury, kierunek studiów.
Wybrałyśmy porcelanę, choć to trudny materiał. – Trzeba się jej cierpliwie i długo uczyć. Jest delikatna jak babka piaskowa, łatwo się kruszy i łamie. Czy wiesz, że ona zapamiętuje dotyk? Gdy naczynie wyjmie się zbyt wcześnie z formy, to najprawdopodobniej dozna odkształceń.
Antonina Kiliś i Agata Klimkowska, absolwentki School of Form Uniwersytetu SWPS
Zaczęło się od doniczki
Wszystko zaczęło się od doniczki. Kiedy? Na trzecim roku studiów w School of Form. Gdzie? W podrzeszowskiej Medynii Głogowskiej, gdzie w Zagrodzie Garncarskiej rękodzielnicy z całej Polski realizują swoje ceramiczne fantazje. – Miała z 30 lat, może nawet więcej. Wyglądała jak zaokrąglone gliniane korytko na nóżkach. Pokryta wzorem tak pięknym, że trudno było oderwać wzrok. A nam trudno było się pogodzić z tym, że niszczeje gdzieś w kącie starej pracowni i prawdopodobnie dożywa ostatnich dni. Odkupiłyśmy ją. I jednocześnie stwierdziłyśmy: skoro znalezienie ładnej doniczki graniczy z cudem, to może zaczniemy je same produkować? – wspomina Tosia. Pierwsze naczynia powstają w pracowni ceramicznej School of Form pod okiem jej kierownika, Arkadiusza Szweda. Dziewczyny sadzą w nich kaktusy – te rośliny lubią szczególnie. Zresztą innym okazom może trudno byłoby przetrwać podróż z Poznania do Warszawy. Gdy ze swoim rękodzielniczym dobytkiem wystawiają się na „Przetworach”, stołecznych targach sztuki użytkowej i designu, nie opuszcza ich trema, a potem – gdy kilkanaście sztuk znajduje właścicieli – zuchwała myśl: a może tak zająć się ceramiką na poważnie?
Podskarbińska – w doborowym towarzystwie
Nie od razu moszczą się w pracowni przy ulicy Tamka. Na początku trafiają na warszawską Pragę do dawnej fabryki amunicji przy ulicy Podskarbińskiej. W postindustrialnej przestrzeni mieści się już kilkanaście pracowni. Poza zapałem i niezachwianą wiarą, że musi się udać, nie mają nic. – Naszą przestrzeń budowałyśmy od zera. Znalazłyśmy kilka walających się desek – świetnie, możemy z nich zrobić półki. Jeden sąsiad je przytnie, drugi pomoże zamontować. Na Podskarbińskiej wszyscy sobie pomagaliśmy – przysługa za przysługę, radę za radę, inspiracja za inspirację. Na początku nie mają też pieca. Jeżdżą do znajomej, do Grodziska Mazowieckiego, i u niej wypalają naczynia. – Nie chcę pamiętać o tym, ile kubków nie wytrzymało tych pionierskich podróży – śmieje się Tosia. I od razu zaznacza: – Podoba mi się świadomość, że dzięki ciężkiej pracy udało się stworzyć warsztat ceramiczny z prawdziwego zdarzenia.
Trudny materiał: porcelana
Wybierają porcelanę, choć to trudny materiał. – Trzeba się jej cierpliwie i długo uczyć. Jest delikatna jak babka piaskowa, łatwo się kruszy i łamie. Czy wiesz, że ona zapamiętuje dotyk? Gdy naczynie wyjmie się zbyt wcześnie z formy, to najprawdopodobniej dozna odkształceń. Mikroskopijnych, dla oka niezauważalnych. Uwidocznią się dopiero pod wpływem wysokiej temperatury. Ale to nie koniec pułapek. Bywa, że w trakcie malowania naczynko nagle się rozpada. Cóż, taki urok porcelany – opowiada Tosia. I szybko dodaje: – Za to jest szlachetna, jak żaden inny materiał. Wbrew pozorom to ciężka fizyczna praca. Dosłownie, bo gipsowa forma zalana porcelaną może ważyć nawet 50 kg. Inspiracje czerpią z japońskiej estetyki, chętnie sięgają też do polskiego wzornictwa z lat 60. Pewnie, że śledzą trendy, czasem nawet im ulegają. Pozostają jednak wierne minimalizmowi i przekonaniu, że przedmioty powinny nie tylko efektownie wyglądać, lecz przede wszystkim być funkcjonalne. Jak kubek z uszkiem, sprzedażowy hit Fenek Studio. Cieszą się, jak klienci wracają – a robią to coraz chętniej. Pracownia daje im niezależność finansową. Czy mogłyby produkować więcej? Pewnie tak. Były takie momenty, kiedy w studio przebywały od świtu do nocy. Aż przyszedł moment otrzeźwienia. Hola, czy to fabryka? Praca na akord? Przecież nie mamy czasu, żeby wymyślać nowe rzeczy! Zwolniły, bo bały się najgorszego – że przestaną to lubić. I że stracą to, na co tak ciężko pracowały. W ich przypadku to wolność decydowania o tym, co i kiedy się robi. Na szczęście ryzyko, że stracą zapał do pracy, już minęło. Snują plany: chcą robić lampy i czajniki. Może poeksperymentują z płatami masy porcelanowej, może z kolorowymi szkliwami. A na razie cieszą się z takich widoków jak ten: emerytka zatrzymuje się przed ich witryną i z błyskiem w oku patrzy na kubek z uszkiem. Niecodzienny przedmiot codziennego użytku.
Więcej informacji: www.fenek.info