Bać się, czy nie bać? A jeśli już, to po co? O popularności horrorów i filmów grozy
Dlaczego tak chętnie oglądamy horrory i filmy grozy? Co o nas mówią historie przedstawiane w takich produkcjach? Czy może być z nich jakiś pożytek? O tym pisze dr Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS.
Zbliżające się Halloween jest powodem ponawianych pytań o powody, dla których oglądamy horrory i filmy gore (horror, w którym nacisk położony jest na drastyczną przemoc). Najczęściej udzielaną odpowiedzią jest potrzeba zmierzenia się ze strachem. Jest to emocja, którą odczuwamy na co dzień, a nie tylko od święta. Jedna z wielu towarzyszących człowiekowi od początku jego istnienia. Strach agregowany i oswajany w ludzkich doświadczeniach przyczynił się do przetrwania ludzkiego gatunku. Ewolucyjne doświadczenia spowodowały, że człowiek nauczył się być czujnym, wykrywać zagrożenia nawet tam, gdzie ich nie ma, lub gdzie się ich nie spodziewa. Stan gotowości na zagrożenie sprzyja przetrwaniu, a lekkomyślność może skończyć się tragicznie.
Dlaczego lubimy się bać?
Oglądając horrory, filmy z gatunku gore czy kryminały, ludzie dostarczają sobie takiej dawki strachu, jakiej każdy indywidualnie chce doświadczyć, jaka jest niezbędna dla zachowania czujności. Koncentracja na emocjach, których doświadczamy w obrazie filmowym wyrywa nas z codzienności, z kłopotów, jakich doświadczamy w pracy, czy w relacji partnerskiej, a czasem może pomóc zapomnieć o bólu spowodowanym chorobą. Silne emocje, jakie wywołują filmy grozy, pozwalają oderwać się od codzienności.
Strach doświadczany poprzez sztukę, w tym filmową, jest przez ludzki mózg rozpoznawany jako nierealny, nieprawdziwy. Staje się więc emocją kontrolowaną, a panowanie nad emocjami daje człowiekowi poczucie satysfakcji. Tu już blisko jesteśmy koncepcji psychologicznych, które traktując strach jako emocję, wskazują, że jak każda inna emocja (na przykład radość) powoduje, że w ludzkich mózgach wydzielają się hormony odpowiedzialne za ludzkie emocje. Jeszcze inne koncepcje wskazują na właściwości terapeutyczne kontrolowanego strachu, wskazując, że sztuka filmowa pomaga oswajać się z naszymi lękami w bezpiecznych warunkach. Czyli odrobina strachu jest dla człowieka wskazaną i pomocną emocją. Wiadomo jednak, że co za dużo, to niezdrowo, by „nie umrzeć ze strachu”.
Strach w kinematografii
Rozwój nauki i cywilizacji sukcesywnie pozbawiał człowieka strachu, powoli tępiąc zmysł, który pozwolił przetrwać ludzkiemu gatunkowi. W zamian podsuwał nam inne powody do bania się. Nagłe zainteresowanie filmami grozy, serialami kryminalnymi czy dokumentami opartymi na krwawych zbrodniach wzrasta, gdy społeczeństwo znajduje się w sytuacji kryzysowej. Gdy zmagamy się z kryzysem gospodarczym czy politycznym, zagrożeniem terroryzmem, utratą pracy, kataklizmami przyrodniczymi, człowiek poszukuje ucieczki od lęków, ujścia dla nagromadzonych emocji, z którymi nie jest łatwo sobie poradzić. I tu właśnie pojawia się sztuka, która angażuje odbiorcę emocjonalnie.
Na przykład kryzys Republiki Weimarskiej był momentem powstania filmu Nosferatu – symfonia grozy [1922], w reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua, w którym widz ma do czynienia z nieoswojonymi lękami podtrzymywanymi w kulturze. Gabinet Doktora Caligarii [1920] w reżyserii Roberta Wiene jest niczym innym, jak opowieścią o demonicznym tyranie. Wielki Kryzys lat 30. XX wieku przyniósł serię filmów z bohaterami przedstawianymi jako bestie. Drakula [1931] w reżyserii Toda Browninga i Karla Freunda jest opowieścią o postaci żyjącej na marginesie społeczeństwa z własnego wyboru, podobnie jak wielu zubożałych i bezdomnych, których dotknął kryzys. W tym nurcie nakręcono także King Konga [1933] w reżyserii Meriana C. Coopera i Ernesta B. Schoedsacka, czy Narzeczoną Frankensteina [1935] w reżyserii. Jamesa Whale’a, w których wyobcowani bohaterowie, żyjący na uboczu społeczeństw, postrzegani jako okrutnicy marzą o zwykłej, ludzkiej sprawie - byciu kochanym. Kolejna odsłona potworności w kinie pojawiła się wraz z zimną wojną. Wraz z zagrożeniem pożogą wojenną ludzkość obawiała się inwazji, z tym, że w kinie przybiera ona postać najeźdźców z kosmosu czy też jeszcze bardziej irracjonalnych istot, np. potwornych warzyw lub olbrzymich owadów. Spodziewamy się zagrożenia, najazdu, napaści i kino dostarcza nam takich produkcji jak: One [1954] w reżyserii Gordona Douglasa czy Inwazja porywaczy ciał [1956] Dona Siegela.
Lata 60. XX wieku i późniejsze to takie filmy jak Psychoza [1960] Alfreda Hitchcocka, Lot nad kukułczym gniazdem [1975] Milosa Formana czy Halloween [1978] Johna Carpentera, gdzie zagrożenie jest całkiem realne, a potworami są ludzie. Później te wszystkie rodzaje bestii są powielane przez twórców na wiele sposobów. W miarę rozwoju technologii inwazja dokonywana jest także przez roboty. W czasach kryzysów wstrząsających instytucjami kościelnymi potwory mają postać ludzką, ale też metafizyczną.
Współcześnie najbardziej boimy się siebie samych i dlatego mamy takie produkcje jak Blair witch project [1999] Daniela Myricka i Eduarda Sánchez, czy antybohaterów takich, jak Hannibal Lecter (zwłaszcza ten sportretowany przez Anthony’ego Hopkinsa). Nowym wcieleniem zła stają się także najmłodsi (seria Dzieci kukurydzy).
Ponadto kultura, czerpiąc z wcześniejszych utworów, łączy wszelkie rodzaje i formy strachu w produkcjach, w których mamy do czynienia z mistyką (wszelkie straszne produkcje z postaciami mitologicznymi np. seriale z wampirami, strzygami i innymi demonami), technologią (na przykład zabójcze androidy w Ex Machina czy w Terminatorze) oraz pandemiami (Jestem Legendą, serial The Rain).
Zainteresowanie filmami grozy, serialami kryminalnymi czy dokumentami opartymi na krwawych zbrodniach wzrasta, gdy społeczeństwo znajduje się w sytuacji kryzysowej. Gdy zmagamy się z kryzysem gospodarczym czy politycznym, zagrożeniem terroryzmem, utratą pracy, kataklizmami przyrodniczymi, człowiek poszukuje ucieczki od lęków, ujścia dla nagromadzonych emocji, z którymi nie jest łatwo sobie poradzić. I tu właśnie pojawia się sztuka, która angażuje odbiorcę emocjonalnie.
dr Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawczyni, Uniwersytet SWPS
Chcemy się bać w kinie?
Narracja filmowa, która ma zaspokoić potrzeby emocjonalne widza, w tym potrzebę odczuwania strachu, to przecież właśnie filmy grozy. Nawet te, w których na pierwszy rzut oka dostrzegamy tylko banał, płytki gust i masę stereotypów, są odpowiedzią na wiele zestawów ludzkich strachów, odzwierciedlają obawy wynikające ze współczesnych, całkiem realnych zagrożeń. Co nam dają takie seanse? Przede wszystkim pozwalają zmierzyć się z lękami w kontrolowanym środowisku. Poza tym dają wiarę, że jakkolwiek byłoby źle, to człowiek poradzi sobie z zagrożeniem, bo w pewnym sensie jest na nie gotowy. Dlatego dawkujemy sobie strach przeżywany w bezpiecznych warunkach. I choć czasami traktujemy go jak zbędny balast, to jednak emocje wywoływane pod wpływem filmów grozy uczą nas sposobów radzenia sobie z nim.
dr
Małgorzata Bulaszewska